Utrata wagi nie jest łatwa. Twoje ciało chce mieć swój plan B na wypadek przyszłego głodu i będzie walczyć z całych sił, aby go utrzymać. Nie ma dróg na skróty. Wszystko, co wydaje się łatwe, ugryzie cię w tyłek w chwili, gdy się od tego odwrócisz; nie daj się nabrać na żadne obietnice, że będzie inaczej.
Musisz zmniejszać ilość spożywanych kalorii i zwiększać ilość wykonywanych ćwiczeń, dopóki nie zaczniesz przynosić strat. Kategorycznie i jednoznacznie nie da się tego obejść.
W zależności od poziomu aktywności i tempa przemiany materii... 155, czyli ile, 70 kg, mniej więcej tyle, ile waży moja siostra... prawdopodobnie zaczniesz tracić na wadze około 1000-1200 kalorii dziennie.
Sztuką jest więc zaplanowanie diety wokół tej docelowej figury, bez żadnych sztuczek, której można się trzymać przez długi czas bez nienawidzenia swojego życia.
Każdy może przez tydzień żyć na okropnym jedzeniu typu "królik i mysz", z pałeczkami selera i kaszą gryczaną, i o Boże, z pieprzonym twarogiem. Problem w tym, że można na tym żyć tylko przez tydzień, zanim każda kość w ciele powie "pieprzyć to" i pomaszeruje po pieprzonego cheeseburgera. Albo sześć.
Kup książkę z licznikiem kalorii i notuj wszystko, co jesz przez kilka dni. Wyodrębnij największe źródła kalorii, które przynoszą najmniejszą satysfakcję, i zacznij je ograniczać. Zmniejsz wielkość porcji, usuń niewdzięczne wypełniacze i ogranicz swoją dietę do tego, co jest ci niezbędne do zachowania zdrowego rozsądku. Gotuj dla siebie tak często, jak to możliwe; masz o wiele większą kontrolę nad zawartością i możesz uzyskać smaczniejsze posiłki za o wiele mniej kalorii.
Na przykład, rano potrzebuję węglowodanów, żeby się rozruszać. Dni, w których próbowałam zaczynać dzień od białka lub owoców, kończyły się nieszczęściem, niepokojem i całkowitym brakiem tolerancji. Dlatego staram się ich nie eliminować. Upewniam się, że dostarczam umiarkowaną ilość w ramach mojego budżetu kalorycznego - na przykład trochę suchych tostów lub płatków zbożowych. Ale później w ciągu dnia stwierdzam, że wcale ich nie potrzebuję. Na lunch jem więc zupę lub sałatkę, co pozwala mi przetrwać do obiadu.
Na kolację węglowodany to dla mnie strata kalorii. Dodanie chleba, ryżu lub ziemniaków zwiększa ilość kalorii, ale zaskakująco mało podnosi poziom zadowolenia. Wieczorami nie potrzebuję szybkiego wzrostu poziomu cukru we krwi, więc radzę sobie bez nich, a kalorie mogę przeznaczyć na porządny kawałek mięsa i trochę warzyw. Podczas diety dzielę posiłki na mniej więcej 200-100-500-200 kalorii (śniadanie, obiad, kolacja, deser) i waga spada.
Ale to zależy od ciebie. Może wychowałeś się na jajkach na śniadanie i nie możesz przebrnąć przez dzień bez czegoś solidnego do pracy. To dobrze; nie zmieniaj tego, bo po prostu tego znienawidzisz. Może po prostu nie lubisz śniadań, ale potrzebujesz dużego obiadu i małej kolacji. Nieważne, wszystko jest w porządku. Nieco większa suma, z którą możesz szczęśliwie żyć, jest dziesięć razy lepsza niż mniejsza, z którą nie możesz.
Co do biegania... naprawdę powinieneś. Waga zejdzie o wiele szybciej, a Ty nie będziesz czekać i zniechęcać się powolnymi postępami. Nikogo nie obchodzi, jak wyglądasz, kiedy biegasz, i szczerze mówiąc, zyskujesz więcej szacunku jako osoba, która rzeczywiście robi coś dla swojej kondycji. Nawet jeśli będziesz po prostu chodzić (nie chodzi o spacer po sklepach, ale o poważny marsz do jakiegoś miejsca przez co najmniej godzinę dziennie), dopóki nie poprawisz trochę swojej kondycji, to już jest początek.
Powodzenia!
https://www.milwicz-architekci.pl/